Jak działa nigeryjski przekręt, zwany też oszustwem 419 (od numeru artykułu w kodeksie karnym Nigerii, który dotyczy tego przestępstwa)? Co ma wspólnego oszustwo bardzo popularne w XVIII i XIX wieku z internetem? Czy genezy nigeryjskiego przekrętu można szukać w czasach, gdy nikomu nawet się nie śniło, że coś takiego jak komputer będzie kiedykolwiek istniało? Czy ludzka naiwność i chciwość się nie zmienia mimo upływu wieków?
Hiszpański więzień, ale jak to działało?
Jak wyglądał scenariusz tego oszustwa? Wyglądało to mniej więcej tak. Ofiara oszustwa była przekonana, że prowadzi ożywioną korespondencję z bardzo bogatym człowiekiem. Arystokratą, który w wyniku wyjątkowego zbiegu okoliczności trafił do więzienia w Hiszpanii. Przebywa tam jednak pod przybranym nazwiskiem. Nie zdradza nikomu swojej prawdziwej tożsamości w obawie o swoje życie i przeogromny majątek. Jest co prawda szansa na uwolnienie, ale potrzeba pewnej kwoty pieniędzy na przekupienie strażnika, bądź innej osoby, która może pomóc w ucieczce z więzienia.
Niestety nie może skorzystać z własnych zasobów finansowych, ale hojnie odwdzięczy się za pomoc. Prosi więc o wsparcie finansowe, w zamian obiecuje krocie po uwolnieniu i dozgonną wdzięczność. Czasem nawet jest skłonny w rewanżu zaoferować rękę swojej pięknej i bogatej córki. Po przekazaniu pożyczki pojawiają się nieoczekiwane komplikacje i konieczne są kolejne sumy.
Drenaż ofiary trwa do chwili, kiedy ona się nie otrząśnie i nie przestanie finansować całego przedsięwzięcia, a wtedy kontakt z arystokratą się urywa. Na końcu okazywało się, że nie ma pieniędzy, ani bogatego, nie słusznie uwięzionego arystokraty, ani tym bardziej jego pięknej córki. Oszustwo to sięga co najmniej XIX stulecia, a może i jeszcze dalej. A skoro przetrwały relacje je potwierdzające, to można przyjąć, że było dość popularne.
A jak działa dzisiaj nigeryjski przekręt?
Oszust rozsyła wiadomości e-mail, w których proponuje potencjalnym ofiarom udział w podziale dużej sumy pieniędzy. Podział ma nastąpić po przelaniu środków na konto ofiary, ale wcześniej ofiara musi ponieść pewne koszty. Niewielkie w stosunku do obiecywanych zysków. Tłumaczy to różnie, a to koniecznością wręczenia łapówki urzędnikowi, który blokuje przelew, a to koniecznością opłacenia prawnika, mającego przeprowadzić całą operację itp. Oszust nie ukrywa przy tym, że pieniądze pochodzą z nie do końca legalnego źródła, a cała operacja jest szemrana. Przedstawia się często jako obywatel któregoś z krajów afrykańskich, np. Nigerii, stąd nazwa tego oszustwa.
Gdy ofiara skuszona szybkim, łatwym zyskiem, przekaże pieniądze na tzw. koszty, pojawiają się następne schody, na których pokonanie potrzebne są kolejne transze. I tak w nieskończoność, aż cierpliwość ofiary się skończy i nie zerwie układu. Nie zgłasza oszustwa na policję. Wstyd się jej przyznać, że była aż tak naiwna, mając dodatkowo od początku świadomość nielegalności całej operacji. Co ciekawe, wiadomości e-mail, które dostają ofiary, są najczęściej pełne błędów ortograficznych i gramatycznych, co nie wzbudza jednak podejrzeń ofiar.
Co łączy oba oszustwa? Wykorzystanie ludzkiej naiwności i chciwości, która w obliczu łatwego zarobku przesłania zdrowy rozsądek. Jak widać mimo upływu lat, a nawet wieków, pewne zachowania ludzi są stałe i się nie zmieniają. A oszuści? I kiedyś i teraz, wykorzystują to z premedytacją. Jak się bronić? Zachować zdrowy rozsądek, uświadomić sobie, że na świecie nic nie ma za darmo i nikt nam nic nie da za friko. A pchanie się w dziwną historię, wiedząc, że jest nielegalna to szczyt braku rozsądku.
Instytucje zajmujące się ściganiem podobnych przestępstw radzą by:
- nie odpowiadać na propozycje zagranicznych transakcji;
- przywiązywać wyjątkową uwagę do ochrony danych osobowych, numerów kont itd.;
- nie odpowiadać w żaden sposób na listy i e-maile od nieznanych nadawców;
- być sceptycznym w każdym przypadku, gdy nadawca listu czy e-maila podaje się za obywatela kraju afrykańskiego lub przedstawiciela obcego rządu;
- nie dawać wiary żadnym obietnicom szybkiego i łatwego zarobku.
Foto: pixabay.com